|

Depresja na własne żądanie

Późna jesień to okres w którym szczególnie mówi się o depresji jesiennej. Chociaż problem wydaje się być sezonowy to jego korzenie tkwią znacznie głębiej. Niezauważony i zlekceważony może być początkiem długotrwałej choroby którą leczy się niezwykle trudno.

Emocje są naturalne

Mówienie o depresji jesiennej dla niektórych osób wydaje się dziwne. Ta pora roku jak każda inna ma swoje zalety a nawet jeśli się ich nie dostrzega to przecież w końcu minie. Po kilkudziesięciu latach w naszym klimacie powinniśmy być uodpornieni na zmiany, w tym także na gorsze. Niestety, prawda taka że do rzeczy dobrych przyzwyczajamy się szybko, do złych wolniej a nawet wcale.

Wbrew pozorom jest to normalne, zdrowe a nawet potrzebne. Oznacza że nie godzimy się na rzeczy które nam nie pasują, mamy swoje zdanie, upodobania i odczuwamy emocje które są motorem do buntu i zmian. Nawet jeśli ich nie wprowadzamy i w czyn, mamy wewnętrzne poczucie władzy (gdybym chciał, to bym zmienił). Towarzyszy temu poczucie bycia dobrym (poświęcam się dla innych, tkwię w tym dla dobra innych). Gdy jednak trafiamy na przeszkodę z którą nie jesteśmy w stanie się zmierzyć możliwe są dwa scenariusze. Pierwszy to pogodzenie się z sytuacją, akceptacja i czekanie na zmiany których jesteśmy pewni. Drugi to załamanie psychiczne, apatia a w konsekwencji depresja a nawet szaleństwo. To ostatnie może przytrafić się ofiarom długotrwałej przemocy lub poddanym niezwykle silnym stresom.

Dlaczego jesień sprzyja depresji

Żeby przejąć kontrole nad problemem trzeba go zrozumieć a najlepszym sposobem będzie analiza i rozłożenie na drobniejsze czynniki. To jak z sałatkami. Jedne nam smakują inne nie i nie znaczy to że nam zmienia się smak ale sałatki są przyrządzone z różnych składników.

O tym czego brakuje jesienią pisaliśmy w artykule „Depresja jesienna, jak ją przetrwać„. Tam opisaliśmy szerzej między innymi elementy którymi odróżnia się jesień od poprzedzającej ją pory roku. Jednak prawda taka że to tylko czubek góry lodowej o której wciąż mało się mówi a jeszcze mniej wie. Zapewne problem leży w braku właściwych badań. Tak długo jak psychologia i psychiatria będą opierały się na ankietach a nie rzetelnej analizie np. hormonów, trudno będzie o fachową pomoc.

Wstydliwa choroba

Niby jesteśmy wykształceni, tolerancyjni i mamy możliwości zdobycia ogromnej wiedzy, jednak wciąż ludzkość tkwi w czarnej… studni. Z jednej strony mówi się o konieczności rozmów i komunikacji z drugiej wiele tematów zamiatanych jest pod przysłowiowy dywan. Z pewnością należą do nich wychowanie seksualne, patologia, tolerancja, wiele chorób w tym także umysłowych. Wciąż panuje przekonanie że jak problem natury psychicznej lub psychiatrycznej to już wariactwo. Taka opinia przyczyniła się do zakwalifikowania depresji do chorób wstydliwych.

Z drugiej strony nie zawsze obniżony nastrój i chwilowa niechęć do otoczenia oznacza stan depresyjny. Każdy ma prawo przejść załamanie które może trwać kilka, kilkanaście dni. Wiele zależy od innych czynników niż ten jeden który doprowadza nas do potężnego smutku.

Kara za brak harmonii ze sobą

Złożoność natury ludzkiej jest ogromna. Żyjemy według narzucanych norm jednocześnie poszukując samego siebie. Poddajemy się trendom i sugestiom postronnych osób. Uznajemy wyższość czyjejś opinii nad własną. Gonimy za pieniędzmi, drugim człowiekiem i szczęściem które jest nam wmawiane. Po drodze tracimy harmonię z wewnętrznym ja, dlatego nasz umysł buntuje się fundując wahania nastroju i dezorientację. W rezultacie nie wiemy co sprawia nam przyjemność, lub popadamy w skrajności które same w sobie są złe. Porównać to można do jakiegokolwiek nałogu, np. alkoholu o którym mawia się że „jest dla ludzi myślących”, i to jest prawda. Wino pite z umiarem poprawia krążenie, piwo oczyszcza nerki, wódka działa odtruwająco przy wątpliwej jakości pożywieniu. Ale to wszystko w ograniczonych ilościach!

Profilaktyka antydepresyjna

Chociaż wydaje się to trudne a nawet niemożliwe powinno się przeciwdziałać ryzyku wystąpienia depresji. Najlepiej już latem zastanowić się jak zatrzymać to co lubimy i sprawia że optymistyczniej patrzymy na świat. Jedną z tych rzeczy jest otaczająca nas kolorystyka. Jesień i wiosna klimatycznie są do siebie podobne jednak różnica pomiędzy zamieraniem życia a budzeniem się jest ogromna. Podczas gdy wiosną nasze oczekiwania są zaspokajane, jesienią kolejny dzień rozczarowuje. Robi się szarzej, ciemniej, cichnie przyroda. Niechęć do tego to pierwsza oznaka że nasze zmysły domagają się wszystkiego co kojarzy się z czasem minionym. Zmian powinniśmy dokonywać w najbliższym, bezpośrednim otoczeniu. Modne szarości, czerń i biel nie dają wewnętrznego ukojenia, a wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej zasmucają. To samo dotyczy dźwięków jakie odbieramy. Fundujmy sobie letnie hity a nawet muzykę z lat które dobrze się nam kojarzą. Nie gońmy za reklamami, modą i wygórowanymi oczekiwaniami innych.

Jeden komentarz

  1. Dobrze napisane. Jak ktoś ma słabe nerwy to od razu krzyczy że ma depresję, a ludzie z prawdziwymi problemami milczą. Musimy się jeszcze dużo o sobie nauczyć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *